Tomek Poznań
Treści:
Witam,
W miarę moich skromnych możliwości czasowych przekopałem trochę sieć, ale natknąć się można przede wszystkim na artykuły wykazujące wyższość (z punktu widzenia walki z tkanką tłuszczową) interwałów nad klasycznym treningiem aerobowym w strefie tlenowej (60-70% HR max). Oprócz treningu siłowego przeplatanego z interwałami w dni nietreningowe zwyczajnie lubię sobie trochę dłużej pobiegać (chociaż raz w tygodniu) tak na 10 km, raz w miesiącu jakaś połówka. W kwestii tempa zwykle traktuję to jako "lajcik" i trzymam się strefy tlenowej, ale ponieważ dzisiaj udało mi się taką dyszkę przebiec z tętnem oscylującym w okolicy 85% HR max (u mnie 160), zacząłem się zastanawiać, czy skoro jest to już w zasadzie obszar progu mleczanowego (gdzie przechodzi się ze strefy tlenowej do beztlenowej), to czy taki bieg przez około 50 minut mógłby się zbliżyć pod względem efektów (ilości spalonego tłuszczu) do klasycznych interwałów trwających 15-20 min (rozgrzewka, 6-8 setów [30/90 sek], wychłodzenie)? Kaloriami się nie sugeruję (pulsometr pokazał 800 kcal, gdzie przy interwałach 20 min jest to zwykle 300-350 kcal), ale chodzi głównie o efekt po treningu.
Krótko mówiąc czy taki około 50 minutowy bieg w progu mleczanowym także jest już w stanie rozpędzić metabolizm na tyle, aby ten pracował na podwyższonych obrotach także kilka / kilkanaście godzin po zakończonym treningu, spalając tłuszcz, a więc "zadziałał" podobnie do interwałów?
Pozdrawiam
Witam,
Jak postępujecie w sytuacji, gdy np. jesteście na diecie redukcyjnej (załóżmy 2300 kcal przy zapotrzebowaniu 3000 kcal) i każdy tydzień jest do siebie podobny pod względem rozkładu treningów, ale zdarzy się, że np. znajomi wyciągną Was na rower na cały dzień (i zwiększacie wydatek energetyczny o 2000 kcal), albo wyjedziecie na tydzień na narty (przynajmniej 2000 kcal idą każdego dnia). Doliczacie te wartości do bilansu i jecie przykładowe 4300 kcal (co nadal oznacza utrzymanie deficytu, tylko na znacznie wyższym poziomie), czy też kurczowo trzymacie się 2300 pkt., bądź tylko nieco więcej (czyli deficyt bardzo istotnie się zwiększa)?
Pozdrawiam
Witam,
W trakcie treningu siłowego używam pulsometru, aby dokładnie oszacować wydatek energetyczny i umieścić go w dziennym bilansie. W ostatnim czasie zauważyłem pewną prawidłowość. Jestem obecnie na reverese diet (z redukcji na masę) i od niedawna włączyłem rotację węglowodanami wraz z rotacją deficytem.
Ale do rzeczy. Dni z treningiem siłowym (FBW) to high carb (ok. 4g/kg). Gdy trening jest od rana i nie szaleję jakoś z węglowodanami przed nim (na 2 godziny przed 1g/kg) mam nieco wyższe tętno, co przekłada się na około 500-550 kcal spalonych w ciągu około 60 minut. Gdy trening jest po południu (ok. 17), a więc już po kilku posiłkach, a więc i większej ilości węglowodanów na pokładzie, taką samą ilością ćwiczeń / obciążeń / powtórzeń nie jestem już w stanie wypracować "porannego" tętna, co skutkuje spaleniem w ciągu godziny około 350-400 kcal. W treningu popołudniowym, pomimo teoretycznie większej ilości zgromadzonego glikogenu, nie czuję jednak większej różnicy w sile.
Czy to normalna zależność?
Pozdrawiam
Tomek
Witam,
Od lutego jestem na redukcji, jak na razie z ogólnie pozytywnym skutkiem. Waga całkowita spadła z 94 kg do 79 kg obecnie (181 cm, 34 lata), BF z ok. 18% do 10%.
Jak wiadomo, z czasem redukuje się coraz ciężej i stąd moje pytanie, na które nie znalazłem jeszcze odpowiedzi.
Jak powinien kształtować się deficyt kaloryczny na diecie redukcyjnej, a dokładniej czy powinien być rosnący, malejący, czy stały.
Ja na początku wrzuciłem sobie deficyt ok. 300 kcal, później 500 i pod 700 teraz (a więc deficyt rosnący), ale spadek wagi wyraźnie spowalnia. Od ok. 1,5-2 miesięcy, zwykle w weekend stosuję również cheat meal, a od 3-4 tygodni suplementację termogenikami.
Wracając do sedna, w jednych artykułach / poradnikach pisze się o progresie deficytu, a więc o jego zwiększaniu z czasem (gdy spadek wagi zaczyna hamować), ale też z drugiej strony spożywając więcej kalorii pobudza się metabolizm, zatem to byłby argument za zmniejszaniem deficytu.
Wynika to zresztą z jednego ze wzorków na ilość spożywanych kalorii na redukcji, czyli:
(BMR+10% efekt termogenezy + kalorie spalone w ramach treningu) - (BMR*1,1+wysiłek)*BF
W moim przypadku w dniu dzisiejszym:
(1829*1,1+600)-(1829*1,1+600)*0,1 = 2351 kcal
Z tego wzoru wynika jednak, że im niższy BF (ceteris paribus), tym bardziej zmniejszał się będzie deficyt.
Może któryś z doświadczonych Kolegów podzieli się swoimi przemyśleniami na temat kształtowania deficytu na redukcji?
Pozdrawiam
Tomek
Witam,
Moje pytanie będzie może trochę nietypowe, bo dotyczy interpretacji wyników z analizatora składu masy ciała. Otóż trenuję od jesieni kulturystykę i od mniej więcej trzech miesięcy jestem na diecie redukcyjnej. Mężczyzna, 34 lata, 181 cm wzrostu, obecnie 87 kg wagi.
Wydaje mi się, że wszystko robię zgodnie ze sztuką. Deficyt na poziomie ok. 450 kalorii. Trening co drugi dzień. W dzień treningu deficyt 300 kalorii, w dzień regeneracji 600 kalorii. Na trening składa się ok. 1,5 godziny Full Body Workout + 40-50 min aerobów (bieg w tętnie 65-70 HR max) po treningu. W dzień regeneracyjny 40-50 min aerobów na czczo. Około-treningowo przyjmuję BCAA (porcje po ok. 8g białka przed, między siłowym, a aerobem i po treningu). Jeśli chodzi o rozkład makroskładników w diecie, to białko trzymam stale na poziomie ok. 2-2,2 g/kg masy ciała, natomiast w zależności od dnia treningowego lub regeneracyjnego rotuję węglowodanami. Więcej w dzień treningowy (ok. 50% podaży kalorii) i mniej w dzień regeneracyjny (ok. 25-30%). Resztę bilansu dopinają tłuszcze. W ciągu dnia spożywam ok. 5-6 posiłków co mniej więcej 3 godziny. Jedzenie pełnowartościowe. Dieta trochę monotonna oparta na grillowanym kurczaku, indyku, jajach, rybach. Z węgli chleb żytni razowy na zakwasie (własnej roboty, czyli bez "chemii"), brązowy ryż z rodzynkami. Do tego surówki (marchew, jabłko, burak, seler, rodzynki, żurawina, pestki słonecznika, oliwa z oliwek, orzechy).
Dieta rozdzielna (nie łączę węgli skrobiowych z białkiem) i zgodna z grupą krwi 0. Do tego możliwie dużo wody z cytryną oraz codziennie 2 łyżki octu jabłkowego (celem poprawy zakwaszenia żołądka, a więc i lepszego trawienia białek).
Do rzeczy. Jakiś czas temu zakupiłem domowy analizator składu masy ciała (Tanita BC 545N) z tzw. średniej półki, czyli 8 sensorowy (sensory trzyma się także w dłoniach). Badania wykonuję w odstępach tygodniowych, rano na czczo (czyli zawsze w tych samych warunkach). Masa całkowita zgodnie z założeniem spada w tempie ok. 2,5-3 kg miesięcznie. Udział tkanki tłuszczowej spadł z ok. 18% do 15,5% obecnie. Woda waha się w rejonie 60-62%. Problemem jest niestety masa mięśni, która dość sukcesywnie spada z niecałych 72 kg na początku redukcji do 68,7 kg obecnie.
Moje pytanie jest następujące. Czy tak duży spadek masy mięśniowej może wynikać z jakichś błędnych przeliczeń analizatora masy składu ciała i np. część wody, której się pozbywam, a która była także w mięśniach, liczona była wcześniej właśnie jako mięśnie? Czy też urządzenia 8 sensorowe są już na tyle dokładne, że tkankę mięśniową badają prawidłowo, a co za tym idzie mięśni pozbywam się faktycznie i błąd leży gdzieś w diecie? Być może należałoby zwiększyć dawki BCAA, dodać jeszcze inną suplementację, wejść w nieco mniejszy deficyt kaloryczny, bądź ograniczyć aeroby?
Z góry dziękuję za odpowiedź i ewentualne sugestie.
Pozdrawiam
Tomek